BOGUMIŁ
DIALOG,
W KTÓRYM JEST RZECZ O SZTUCE I
STANOWISKU SZTUKI.
JAKO FORMA
Nie
za sobą z krzyżem Zbawiciela, ale za Zbawicielem z krzyżem
swoim:
ta jest zasada wszech-harmonii społecznej w Chrześcijaństwie - ten jest tego,
co zowią materialnie specjalnościami, rytm i
akord... Ta to jest nareszcie tajemnica ruchu sprawiedliwego...
* * *
Taka rozmowa
była o Chopinie
(Który naczelnym u nas jest
artystą):
- Co do mnie,
polski ja w nim zamach cenię,
Nie melancholię
romantyczno-mglistą,
I - chociaż
małe mam wyobrażenie
O sztuce -
przecież wiem, co jest muzyka,
I może lepiej
wiem od grającego:
Jeśli mi serce
bierze i odmyka,
Jak ktoś do
domu wchodzący własnego...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . .
- Jest to
zapewne wiele - rzekł Bogumił -
Lecz ja bym
główniej m y ś l artysty badał,
I czy dosłownie
Naród on spowiadał,
Czy się nie
wstydził prawdy i nie stłumił,
Mogąc
łatwiejszy oklask zyskać sobie,
Mogąc być
prędzej i szerzej uznanym;
Czy, mówię,
prawdę na swym stawiał grobie,
Czy się jej
grobem podpierał ciosanym ?
- Cóż te morały
do rzeczy należą -
Konstanty na to
ozwał się z młodzieżą -
Albo cóż prawda
tam, gdzie jest udanie,
Tam, gdzie jest
wszystko przez naśladowanie...
Albo muzyka co
by mi znaczyła,
Żebym ją musiał
jak hieroglif badać,
Lub, wedle
onych pojęć Bogumiła,
Żebym się
musiał w Mazurku spowiadać!
Co pięknem, to się każdemu
podoba,
I konfesjonał
na to niepotrzebny.
Ho! Hop - koniku mój, rwij się od żłoba...
Ho hop!!... cóż na to
Bogumił wielebny?
Tu się
rozśmiało wielu - co już znaczy,
Że najzupełniej
prawda okazaną
I że mówiący
pięknie się tłumaczy -
I - już o
sztuce tu nie rozmawiano.
Tylko grający,
stojąc przy pulpicie,
O kompozycji
mówili warunkach,
O tym wcieleniu
życia w sztuki życie,
Gdzie kałkuł w
duchu i duch sam w rachunkach.
Więc znów
rozmowa własną prawdy wagą
W
nieśmiertelniejszej powracała zbroi,
Bo są nieznane
siły, które nagą
Myśl - gdy już
o nią dumny człek nie stoi -
Na
niespodzianym stawiają świeczniku...
Bo jest,
powiadam, w słowa określniku
Architektura
taka, jak te gmachy,
Gdzie, któryś z
mędrców starożytnych mniema,
Że d u c h się
jego mieści - to na dachy
Wstępując
płaskie - to pomiędzy dwiema
Kolumny w
sieniach stając - to w piwnicy...
Więc i z
rozmowy duchem tak się stało.
- Co piękne, nie jest to -
mówił Maurycy -
Co się podoba dziś lub
podobało,
Lecz co się
winno podobać; jak niemniej
I to, co dobre, nie jest, z
czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza...
- Ha! -
Konstanty na to -
Więc piękne
jest to coś dla kasty jednej,
Więc piękne
mądrym jest arystokratą?...
- Dla dwóch:
dla kasty (bo tak zwiesz ją) wiednej
I dla mającej
czystą serca wolę...
- Ho - hop!...
bogdaj to piosnki nieuczone,
Ludowe- ho - hop!...
- A przecież
wiedz, że piosnki one,
O których mówim
tak, przy pełnym stole
Herbatę chińską
pijąc - niezupełnie
Przez nieuczoność się określać
dają,
I że ich wiele
jest o złotej wełnie
Baranka, który
za nas wszystkich ma ją,
I że ich wiele
jest z głębszej krainy
Nad to, co o
nich mówi się nawiasem...
- Arystokracja
jest bo i u gminy,
Jak między
szlachtą gmin też bywa czasem -
Ambroży dodał.
- Co do mnie,
jeżeli
Tu o harmonii mówim - Hrabia
rzeknie -
Ta jest z
porządku: gdzie porządnie - pięknie,
Gdzie bezrząd,
chaos - z szatanem anieli!...
Więc -
dyscyplina u mnie, a uczciwa,
Jest tą
harmonią łączącą ogniwa -
Niech zatem
każdy rzeczy swej pilnuje,
Ten to
generał-bas harmonizuje!
- Za
pozwoleniem - przerwie znów Ambroży -
Przeciw
ogniwom, łańcuchom, obroży,
Nikt tu zapewne
nie ma nic - my, panie,
O idealnym
mówiliśmy kole,
Bez względu,
jakie ma zastosowanie:
Czy kto zeń
pierścień ślubny lub niewolę,
Czy kto triumfu ark, kościoła banię
Lub do zegarka
łańcuch zeń utworzy...
Tu zamachowy mąż: - Dzięki
ci, panie,
Przecieżeś przy
mnie stanął raz, Ambroży,
Toteż myśliłem
zawsze, żeś ludowiec...
- Nie
wprowadzajże mnie przez dobre chęci
W niewybłąkany
frazesów manowiec.
Tu zamachowicz
rzekł: - Ambroży kręci!...
Alić Bogumił
wezwie: - Rzecz o sztuce,
Elementarna rzecz,
jakże daleko
Unosi ? dalej
jakby mówiąc rzucę
Słowami,
chucią... ducha może całą rzeką,
Jakoby arfą
dograć mającą w otchłani...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . .
- Przestańmy!
cyt... uciszcie się, moi kochani -
Władysław wołał
- wkrótce Bogumił zaśpiewa...
- A cóż mam
śpiewać? - nie chcę być od rzeczy -
Każdy pięknem słowa się
spodziewa,
Więc chyba
zamknąć przyszłoby rozmowę
Rozmowy
hymnem...
- Mów - nikt ci
nie przeczy,
I owszem -
choćby i to, co nie nowe...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . .
- Spytam się
tedy wiecznego-człowieka,
Spytam się
dziejów o spowiedź piękności:
Wiecznego
człeka, bo ten nie zazdrości,
Wiecznego
człeka, bo bez żądzy czeka,
Spytam się tego
bez namiejętności:
"Cóż wiesz o pięknem?..."
..."Kształtem
jest Miłości"
On mi przez
Indy - Persy - Egipt - Greków -
Stoma języki i
wiekami wieków,
I granitami
rudymi, i złotem,
Marmurem -
kością słoniów - człeka potem,
To mi powiada
on Prometej z młotem.
Kształtem
miłości piękno jest - i tyle,
Ile ją człowiek
oglądał na świecie,
W ogromnym Bogu
albo w sobie-pyle,
Na tego Boga
wystrojonym dziecię;
Tyle o pięknem
człowiek wie i głosi -
Choć każdy w
sobie cień pięknego nosi
I każdy - każdy
z nas - tym piękna pyłem.
Gdyby go czysto
uchował w sumieniu,
A granitowi
rzekł: "Żyj, jako żyłem" -
To by się
granit poczuł na wyjrzeniu,
I może palcem
przecierał powieki,
Jak przebudzony
mąż z ziemi dalekiéj...
Lecz to z
granitu bryłą ten by zrobił,
A inny z tęczy
kolorem na ścianie,
A inny drzewa
by tak usposobił,
Żeby się dłońmi
splotły w rusztowanie;
A jeszcze inny
głosu by kolumnę,
Rzucając w
psalmy akordów rozumne,
Porozpowijał
jak rzecz zmartwychwstałą,
Co się zachwyca
w niebo: szłaby dusza
Tam - tam - a
płótno na dół by spadało,
Jako jesienny
liść, gdy dojrzy grusza.
*
Więc stąd to -
stąd i słuchacz, i widz jest artystą,
Lecz prymem ten, a owy
niezbędnym chórzystą;
Więc stąd
chórzysta w innej prymem jest operze,
A prym -
chórzystą-widzem w nie swej atmosferze;
I tak się
śpiewa ona pieśń miłości dawna,
Nieznana raz,
to znowu sławna i przesławna...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
I -
dość: niech "słuchacz w duszy swej dośpiewa".
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To w niebo tak
- a w ziemię jak się pieśń przelewa,
Praktycznym wam
i sobie, ilem jest praktykiem,
Opowiem. - Jak
kamienie krągłe za strumykiem,
Kształcone falą
- tak jest za pieśnią i praca,
A praca - toć
największa praktyczność na świecie.
Tu człeka znów
wiecznego zapytam, bo wieczny,
Bo prawdę mówi
- kłamać nie może jak dziecię,
Od pychy sław
pancerzem historii bezpieczny...
*
Więc - jak o
pięknem... teraz - powiedz mi o pracy!
*
Prometej Adam
wstał, na rękach z ziemi
Podnosząc się,
i mówić zacznie tak: "Próżniacy!
Próżniacy wy -
ciekawość siły wam zatrwoży,
Gdy jak o pięknem rzekłem - że
jest profil Boży,
Przez grzech
stracony nawet w nas, profilu cieniach,
I mało gdzie, i
w rzadkich odczuwań sumieniach -
Tak i o pracy
powiem, że - zguby szukaniem,
Dla której
pieśń - ustawnym się nawoływaniem".
- Więc szukał
Ind, nurtując granit z lampą w dłoni,
I znalazł to, z czym
szukał- szukał Pers w pogoni
I dognał to, czym gonił- szukał Egipt
w Nilu
I złowił to, czym łowił - toż Grek i
Etruski,
I świata pan
Rzymianin, i Part z koniem w łuski,
I różny inny
mąż - których jest tylu!...
*
A teraz -
wróćcie do waszej rozmowy
O sztukach
pięknych i pieśni ludowéj,
A teraz wróćcie
do wyobrażenia,
Że jest
rozrywką znudzonej materii
Odcedzać
światło i czyścić półcienia,
Z bezkolorowej
wskrzeszając Syberii
Pozatracane Boskości
wspomnienia;
Że piękno to jest, co się
wam podoba
Przez
samolubstwo czasu lub koterii;
Aż zobaczycie,
że druga osoba
Pięknego - dobro- też
zsamolubnieje
I na wygodno
koniecznie zdrobnieje,
I wnet
za-ciasnym będzie glob dla ludzi,
Aż jaki piorun
rozedrze zasłonę,
Aż jaki wicher
na nowo rozbudzi,
Aż jakie fale
zatętnią czerwone...
*
Bo nie jest światło, by pod korcem
stało,
Ani sól ziemi do przypraw
kuchennych,
Bo piękno na to
jest, by zachwycało
Do pracy -
praca, by się zmartwychwstało.
*
I stąd
największym prosty lud poetą,
Co nuci z
dłońmi ziemią brązowemi,
A wieszcz
periodem pieśni i profetą,
Odlatującym z
pieśniami od ziemi.
I stąd
największym prosty lud muzykiem,
Lecz muzyk jego
płomiennym językiem.
I stąd
najlepszym Cezar historykiem,
Który dyktował
z konia - nie przy biurze -
I Michał-Anioł,
co kuł sam w marmurze...
*
Pieśń a
praktyczność- jedno, zaręczone
Jak mąż i
dziewka w obliczu wieczności:
Zepsułeś
sztukę, to zepsułeś żonę,
I narobiłeś intryg tej ludzkości,
I narobiłeś romansów... a Adam
Prometej: "Z
pracy bez ciebie upadam,
O!
przyjaciółko" - wola... jako w pieśni,
Co nad
pieśniami pieśń, próżno się wcześni!
*
O Polsko!
pieśnią Pan Bóg cię zapala,
Aż rozgorzejesz
jak lampa na globie,
I chłop, co
nieraz rąbie u Moskala,
Dla onej pieśni
robi, co jest w tobie,
Dla onej, która
to Carstwo rozwala!...
*
Rzecz dziwna...
wszakże jeszcze są dziwniejsze -
Pieśń twa - o Polsko!
- przeszła już ciemniejsze
I na świeczniku
staje ze skrzydłami
Złotymi...
także dźwięk, co gra harfami
I polonezem
przechodzi Europę -
I - tylko kształtu nie masz dla
wnętrzności:
- Alabastrową
jakoby kanopę
Dłutując, bryły
zawsze nam za drobne
I zawsze formy
do obcych podobne...
*
Kto kocha -
widzieć chce choć cień postaci,
I tak się kocha
Matkę - Ojca - braci -
Kochankę - Boga
nawet... więc mi smutno,
Że mazowieckie
ani jedno płótno
Nie jest
sztandarem sztuce - że ciosowy
W Krakowskiem
kamień zapomniał rozmowy -
Że wszystkie
chaty chłopskie krzywe - że kościoły
Nie na ogiwie
polskim stoją - że stodoły
Za długie -
świętych figury patronów
Bez wyrazu - od
szczytu wież aż do zagonów
Rozbiorem kraju forma pokrzywdzona
woła
O łokieć z
trzciny w ręku Pańskiego anioła.
Niejeden
szlachcic widział Apollina
I Skopasową
Milejską Wenerę,
A wyprowadzić
nie umie komina,
W ogrodzie
krzywo zakreśla kwaterę;
- Budując
śpichlerz często zapomina,
Że użyteczne nigdy nie jest
samo,
Że piękne- wchodzi nie
pytając bramą!
*
Kto kocha,
widzieć chce choć cień obrazu,
Choć ślad do
lubej wiodący mieszkania,
Choć rozłożone
ręce drogoskazu,
Choć krzyż,
litanii choć nawoływania,
Choćby kamienną
wieżę, w błyskawice
Idącą - Boga by
oglądać lice.
*
Bo Miłość
strachu nie zna i jest śmiała,
Choć wie, że
konać musi, jak konała;
Choć wie, że
krzyżów za sobą pociąga
Pułk, jak
wiązanych arkad wodociąga,
I że przypłynie
krwią do kaskad wiecznych,
Czerwieniejących
w otchłaniach słonecznych.
*
I wszelka inna
Miłość bez wcielenia
Jest upiorowym
myśleniem myślenia...
Bo u Polaków Charitas
z Amorem
Są już Miłości słowem
niepodzielnym,
Którego logik
nie przetnie toporem:
Jak bohaterska pierś - jest
nieśmiertelnym.
*
O! Grecjo -
ciebie że kochano, widzę
Dziś jeszcze w
każdej marmuru kruszynie,
W
naśladownictwie, którego się wstydzę
Za wiek mój - w
kolumn karbowanych trzcinie,
Opłakiwanej od
wierzchu akantem,
W łamanych
wierszach na łkania zapału
I w
Sokratejskiej sowie z ócz brylantem,
I w całej Filos
twojej - aż do szału!...
*
O! Rzymie -
ciebie że kiedyś kochano,
W kodeksie
jeszcze widzę barbarzyńskim,
Którego
krzyżem dotąd nie złamano,
W akademickim
języku latyńskim,
W
pofałszowanych Cezarach i w słowie
Roma; to odwróć - Amor
ci odpowie!
*
O Polsko! -
wiem ja, że artystów czołem
Są męczennicy -
tych sztuka popiołem...
Ale czyż
wszyscy wiedzą to w Ojczyźnie
I czy posiałaś
sztuką krwawe-żyźnie?...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
*
Pieśń masz -
lecz pieśni gdzież rozgałęzianie?
Toż i
przywódźca Konrad uwięziony
Mówi-ć, że czuje jej
zaokrąglanie,
Że się lubuje
wdziękiem onej strony
I zda się
dłońmi tykać już wcielanie...
- Kto kocha -
widzieć chce oczyma w oczy,
Czuć choćby
powiew jedwabnych warkoczy;
Kto kocha -
małe temu ogromnieje
I lada promyk
zolbrzymia nadzieje;
Upiorowego nie
dość mu myślenia,
Chce w
apostolstwo, czyn, dziecię - wcielenia:
Bohater - w
dzieło wielkie lub w Ojczyznę;
Bóg - w
Kościół; człowiek - w poważną siwiznę.
*
O! gdybym jedną
kaplicę zobaczył,
Choćby jak
pokój ten, wielkości takiéj,
Gdzie by się
polski duch raz wytłumaczył,
Usymbolicznił
rozkwitłymi znaki,
Gdzie by
kamieniarz, cieśla, mularz, snycerz,
Poeta -
wreszcie Męczennik i rycerz
Odpoczął w pracy, czynie
i w modlitwie...
- Gdzie by
czerwony marmur, cios, żelazo,
Miedź, brąz i
modrzew polski się zjednały
Pod postaciami,
co, niejedną skazą
Poryte, leżą w
nas, jak w sercu skały -
O! - to bym w
liściach rzeźbionych paproci
I w koniczyny
treflach, i w stokroci,
I w kos
zacięciu łukiem - i we freskach
(O bazylianek
mówiących męczeństwie...),
O! - to bym w
drobnych nawet arabeskach,
Z naturą rzeczy
polskiej w pokrewieństwie
Nierozplątanym
będących - doślepił,
Że to Miłości
balsam brąz ten zlepił...
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . .
Izrael wiarą bardzo się
rozszerzył
(Toteż
największą z godzin miał godzinę),
Lecz póty wierzył, aż się przeniewierzył,
Gdy Wcielonego
zobaczył w dziecinę!...
To strach mnie
nieraz przechodzi zimnicą
(Czy może
słabość), gdy tej naszej wiary,
Co ma dośpiewać
się zmartwychwstalnicą,
Nie widzę, aby
Miłości filary
Podejmowały
ciężką piramidę;
I drżę - i
nucąc psalm - sierota!... idę...
*
Gdzież idę? -
idę sobie do duchowych
(Co materialnym
zwą mnie rzemieślnikiem),
Duch u nich - próżnia: form brak
postaciowych,
Nieowładnięcie
formy treściownikiem,
Duch u nich miejsce
mnaduch. Potem idę
Do świeckich:
ci mnie widzą za-duchowym
I jak mistyczną
goszczą piramidę.
I - tak -
przechadzam się w śnie Prometowym!
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . .
*
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . .
To dość!... o pięknem rzecz jest
rozwiniona.
A teraz lampę
we wnątrz stawiam urny:
Statuę grecką
weź - zrąb jej ramiona -
Nos - głowę -
nogi opięte w koturny -
I ledwo torsu
grubą zostaw bryłę:
Jeszcze za
żywych stu uduchowniona,
Jeszcze to nie
głaz ślepy - jedną żyłę
Pozostaw,
wskrzesi!... i tę zrąb - zostanie
Materii tyle
prawie... co gadanie!...
*
To w tym -o pięknem przypowieść ma
leży!...
I tak ja widzę
przyszłą w Polsce sztukę,
Jako chorągiew
na prac ludzkich wieży,
Nie jak zabawkę
ani jak naukę,
Lecz jak
najwyższe z rzemiosł apostoła
I jak
najniższą modlitwę anioła.
*
Pomiędzy tymi praca się stopniuje,
Aż niepotrzebne
prace zginąć muszą;
Ze zbudowania
w duchu się buduje,
Smak się
oczyszcza i żądze się głuszą,
Przyroda niema
jest uszanowaną
I rozebrzmiewa
czyn długą hosanną!...
*
Nie on tatarski czyn, krwawa
drabina
Na rusztowanie
czerwone łunami
W cesarstwie t
e g o tu świata Kaina,
Lecz konań wielki psalm z
wykonaniami!
Lecz praca coraz
miłością ulżona,
Aż się i trudów
trud wreszcie wykona.
. . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . .
Tu skończył:
jedni rzecz znaleźli śliczną,
A gadaniną
drudzy ekscentryczną,
A inni - dzieło
pisać mu radzili,
Ile możności grube(!), z
tablicami,
Którego nigdy
by nie rozkupili,
Czytali głośno
- chwalili stronami;
Które by w
Lipsku wyszło po trzech latach,
Gdy może, z
chleba lepiąc w kazamatach,
Powstanie jaki
polski Benvenuto
I w orlim
hełmie wyrzeźbi Rozkutą!...
*
Dość jest -
jeżeli z wierszy tych zostanie
Dwa w życiu -
jeśli medalem przysłowia
W skarbonkę słowa
wierszy stąd dwa wkanie?...
- Skończyłem...
... Życzę-ć,
czytelniku, zdrowia.
Koniec
Dialogu: "Bogumił"
(ciąg dalszy:)
WIESŁAW