SZUKAJ
Norwid
Norwid Chrześcijanin

Sąsiad

 

Całe życie Cypriana Norwida to droga „ z krzyżem swoim za Zbawicielem”, z krzyżem, z którym często stawał na rozstajach, a w sposób szczególny:

-         w początku roku 1877 przystając na, ponawianą od roku 1868, propozycję kuzyna Kleczkowskiego „zamieszkania” w maleńkiej celce Zakładu św. Kazimierza – „musiałem kapitulować – zdrowie, środki i wszystko nakazało” (więcej w: Rocznice - Rocznica śmierci Norwida)

 

-         w drugiej połowie roku 1854 wybierając powrót z Nowego Jorku gdzie: „...ten rodzaj roboty, gdybym go mógł ustalić przez osiedlenie się w Ameryce, dałby mi pozycję – ale na to trzeba było mieć dom, to jest ożenić się i ustalić – albo należeć do sekty jakiej-

Nie mogłem drugiego przez wiarę.

Nie mogłem pierwszego przez nadzieję i miłość”.

    (z listu do J. B. Zaleskiego; Londyn, wrzesień 1854)

 

-         i wreszcie, chronologicznie pierwszy, rok 1846, kiedy to Norwid wybiera emigrację. Wybiera świadomie i konsekwentnie; kiedy w lutym 1849 roku w Kurierze Warszawskim (nr 38), Gazecie Rządowej (nr 29) i Dzienniku Urzędowym Guberni Płockiej (nr 7) opublikowany zostaje podpisany przez Iwana Paskiewicza nakaz powrotu, z wymienieniem m.in. Norwida „wysłanego za granicę dla kształcenia się w snycerstwie” odpowiada „listem otwartym” „...wyczytałem pomiędzy imionami osób, które wydaliły się za granicę „bez pozwolenia rządu”, imię moje z dodatkiem: „wysłanego za granicę” etc. Nie jest moją rzeczą okazywać, o ile te sprzeczności unieważniają się nawzajem, ale jest moim obowiązkiem błąd redakcji sprostować, oświadczając niniejszym, iż niżej podpisany „wysłanym” nie był przez nikogo.” (Do Redakcji <Gazety W. Księstwa Poznańskiego>, Paryż, 19 lutego 1849)

 

 

Jest wrzesień roku 2011, zbliża się 190. rocznica przyjścia na planetę, ażeby dać świadectwo prawdzie (z Lekcji o Juliuszu Słowackim; VI) Cypriana Norwida.

Myślę o swojej przyjaźni z Autorem słów: Poeta potrzebuje tylko zwycięstwa prawdy! Ja nie kłaniam się nikomu, tylko źródeł źródłu.... Ja nikomu się nie kłaniam i dlatego mogę się pokłonić prostemu krzyżowi...

I z prostym krzyżem staję z Norwidem na rozstajach 1846.

 

   

   

 Cud wcielonego ducha – to nie żaden kwiatek

Z rośliniarni światowej; pismo to opłatek,

Którym łamać się trzeba, i od serca życzyć

Dosiego roku prawdy – nie szermować, krzyczeć,

Lecz całą siłą działać...

.... siałem więc w uczucia

Zorane do żywego – całą garścią siałem

W prawo, w lewo, gdzie mogłem, ziarna od zepsucia,

Wszystkie, wszystkie, co miałem!

                     Cyprian Norwid, Pismo

 

 

   

„...Lecz ta Polska nie skończona...”
– pieśń Norwida

 

   

 

 

Jest rok 1846.

W Mościskach, parafia Niegów[1], na „prostej, bezpoetycznej, równej jak piaski ziemi”[2] w gnieździe rodzinnym drobnej mazowieckiej szlachty wypełnionym już kilkorgiem „piskląt”, „wyjrzał na świat”[3] mój dziadek Ferdynand - herbu Ślepowron. W okolicy żyje poznając trudne „pracy abecadło” liczna rodzina. „By w głowie nie było zawrotu, wyrabiają umysłu-stałość- bez której nie ma sił, ciągu ni zysku[4] od codziennego znaku krzyża i niedzielnych „szczerych modłów w wiejskim kościele”[5]. W kościołach parafii Niegów, Dąbrówka[6], Sulejów[7], Postoliska[8] spotykają się na chrzcinach, ślubach, weselach, odpustach i pogrzebach, rodzina, znajomi, sąsiedzi; i wracają do siebie, „bo jeszcze ciosać trzeba krzyż na świecie, niżeli w ręce go umarłe złożą.”[9]

Sto lat później... ale o tym później...

 

Tymczasem niespełna pięć kilometrów dalej[10], pies wierny nasłuchiwał jak z dachu dworku w Laskowie-Głuchach „pamięci goniec”[11] śpiewa skowronkowi:

 

Skowronku! tobie dobrze na ten świat spozierać,

Jakby na jakie nuty, z których pieśni splatasz;

Skowronku, tobie miło skrzydła rozpościerać,

Bo ty do nieba wzlatasz!

     Ale spójrz tylko na nieszczęsnych ludzi (...)

     Lepiej nie patrz... bo łezka nad twym dziobkiem błyśnie,

Łezka zaś, przyjacielu, to nie deszcz, nie rosa,

Chociaż w sobie najpiękniej odbija niebiosa!   [12]

 

Pod dachem dworku baraszkowali, „pamiętający jeszcze czym do aniołów są podobni”[13], chłopcy ślicznej Pauliny z Norwidów, Janowej Suskiej. W majątku gospodarzą małżonkowie Suscy i lekkoduch Ludwik.

 

W Ostendzie, na odwrocie rysunku męskiej postaci w profilu, Cyprian Norwid umieszcza parafrazę z komedii Aleksandra Fredry  „Odludki i poeta”: „Minęły dni szczęścia, nadeszły niedoli”.

Miał wtedy 25 lat. Blondyn o szarych oczach i ujmującej fizjonomii, starannie ubrany („jednak pod stebnowanymi zakładkami jego koszuli z irlandzkiego płótna biło poetyczne serce”[14]), władający kilkoma językami „mówił bardzo niewiele i rzadko kiedy rozgadał się na dobre, ale gdy to już miało miejsce, to warto go było słuchać”. Wszechstronnie uzdolniony czwarty rok „wydoskonala się w sztuce” wędrując przez Europę.

 

 0

Norwid „jest to z tych młodych ludzi, co ogłoszono za geniusz i są w modzie. W istocie jest bardzo zacny i bardzo zdatny człowiek; przy tym religijny, moralny i, choć poeta i artysta, dość ma taktu, tym bardziej na wiek swój” – pisał w marcu 1845 roku Ludwik Orpiszewski, rzymski agent Hotelu Lambert, do księcia Adama Czartoryskiego.

Tak, był taki czas, że „Norwid był w modzie” na „salonach ledwo że modą żywych”, gdzie

„... maluczko jest ludzi, rzekłbym: nie ma prawie,

Pragnących się objawić – przechodzą – przechodzą.

Czy się nie odpychają tańcząc? Lub w zabawie

Poufnej czy się oni nie mylą i zwodzą? (...)

Oni zaś tańczą, łonem zbliżeni do łona,

Polarnie nieświadomi siebie i osobni;

Dość, że jedna nad nimi lampa zapalona,

Że moda jedna wszystkich zarówno podobni.”[15]   

A Cyprian “nie dawał się przebrać pod nożycami mody, jak te róże fałszywe i papierowy laur aktora”. Wiedział, że „na to jest życie, by je wy-żyć, lecz nie na to, by użyć[16], i że „człowiek na to przychodzi na planetę, ażeby dał świadectwo prawdzie”[17].

Dawanie świadectwa prawdzie zawsze jest trudne, a „trud to jest właśnie z tego duży, że codzienny”[18], ale rok 1846 wymagał szczególnej wytrwałości. Zaczął się czas „doczesnych interesów, drobiazgowych zajęć, małych walk z tysiącem małych przeciwności, z małych ludzi małymi intrygami”[19]. Kończyła się salonowa moda na Norwida, kończyły się pieniądze i kończyła się ważność wystawionego w roku 1842 zagranicznego paszportu. „Jeżeli przed 14-tym lutego nie odbiorę zaspokajającej wiadomości, będzie to dzień wyjazdu do Warszawy; dotąd mam pasport. A niepodobna dłużej zostać. Cały mój artyzm zakończony: nie będę miał muzeum, akademii i szkoły w estetycznym znaczeniu tego słowa. Przychodzi chwila rozstrojenia kierunku, jaki wziąłem. (...) Jestem bardzo spokojny. A może Pan Bóg nie odmówi wiary w Jego Opatrzność?” – pisał do Marii Trębickiej z Berlina 27 stycznia 1846 roku.

Pan Bóg nie odmówił, chociaż pisząc te słowa Norwid nie przeczuwał nawet w jakich to okolicznościach Opatrzność będzie go strzegła.

W czerwcu w Berlinie Feliks Fonton, Grek w służbie rosyjskiej, na polecenie Kisielewa z ambasady rosyjskiej w Paryżu, wzywa Norwida na rozmowę.

 

W tym samym czasie kiedy w Berlinie ważyły się losy Norwida, w Rzymie 20 czerwca odbyła się uroczysta koronacja na papieża kardynała Giovanniego Marii Mastai-Ferreti. Pius IX, „wielki XIX-o wieku człowiek. Umie cierpieć. Prosty, anielsko dobry, łagodny bardzo, ale w głębi zdaje się być hartu ogromnego, potężnego sumienia...[20], był dla Norwida ważną i bardzo bliską Osobą.

 

Norwid, II dekada czerwca, stawia się na wezwanie Fontona i „stawia się” Fontonowi. Najbarwniejszy opis tego spotkania zachował się w liście Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej:

„Sekretarzem ambasady w Berlinie jest Fonton – słyszałaś zapewne – ideał Szczepanowy. Rozpusta, bezczelność a zażartość w służbie, podstęp i udawanie cywilizacji itd., itd. Otóż radził skompromitowanemu [Norwidowi], by dla starcia z siebie pozorów [uczestnictwa w działaniach spiskowych] i plamy pochodzącej tylko [stąd], że się wdał w rzeczy nierzeczywiste, w ‘marzenia’, pojechał do Petersburga i tam wszedł w służbę, a obiecywał mu <une carrière brillante>.

Ten, wysłuchawszy go przez trzy godzin i rozważywszy, że trzy drogi przed nim: z których pierwsza prosto do Cytadeli i na Kaukaz, druga do ekspiacji petersburskiej i Collegium Spraw Zagranicznych, trzecia na wygnanie wiedzie, obrał w duchu trzecią i po końcu improwizacji Fontonowych, głęboko się ukłoniwszy odparł:

- Nie godnym kariery świetnej, którą mi pan wskazujesz, i przyjm moje pożegnanie na wieki.

Mówca, który myślał, że wymową przekona, rozwściekł się i, kiedy odchodzący stał już na progu, tygrysim wzrokiem za nim cisnął i krzyknął, i to po polsku:

- Wy, panowie Polacy, jesteście poeci – my, Moskale, nie. Zobaczym, kto dalej zajdzie.

W tych kilku wyrazach zawarty los wszystek i wewnętrzna treść cała obu tych potęg walczących, z których jedna duszą, druga ciałem. Lecz reprezentant duszy we trzy dni później już jęczał w pruskim więzieniu, wśród złoczyńców, zepchnięty tam przez reprezentanta ciała, który użył grzeczności policji pruskiej, by go tam zamknąć. Jednak po półtora miesiąca reprezentant duszy lotnie uciekał drogą żelazną, prędko jak myśl, a reprezentant ciała, nic o tym nie wiedząc, siedział sobie w swoim biurze i gotował się nazajutrz kazać go wziąć i dalej wieźć, okutego, w głąb piekieł ziemskich.”

 

A Piekło, o czym też chyba nie wiedział „reprezentant ciała”, było w więzieniu akurat wsparciem dla Norwida. Tłumaczył:

     „Lecz ty – za czasu w umarłych dziedzinie –

     Kto jesteś? – uchodź!” – a widząc, że trwałem,

     Rozpocznie znowu: „Nie tędy jest ninie

     Dla ciebie droga, śmiertelny i z ciałem;

     Przez inne porty – toż wiosły lekszemi –

     Staraj się, człeku, odbijać od ziemi.”[21]

                  

Osadzony (III dekada czerwca 1846) w Hausvogtei, berlińskim więzieniu dla m.in. podejrzanych o przestępstwa polityczne, prosi o książki; dostaje zgodę na jedną. Tak to po latach (początek roku 1880) opisuje w liście do Konstancji Górskiej:

„Kiedy Król Saski [Jan Nepomuk, 1801-1873, w latach 1839-49 przetłumaczył Boską Komedię – 3 tomy z obszernym komentarzem] w swoim pałacu, zapewne we willi nad rzeką, tłumaczył la Divina-Commedia Danta, i myślę, że tłumaczył il Paradiso, to ja właśnie wtenczas tłumaczyłem Inferno, leżąc na słomie przegniłej w więzieniu w Berlinie.

Mówię Pani najściślejszą prawdę: jedną książkę pozwolili mi Prusacy mieć w więzieniu, i zażądałem Danta, i dali mi – tłumaczyłem więc Inferno”.

Dzięki energicznym działaniom przyjaciół, m.in. Włodzimierza Łubieńskiego, Jana Koźmiana i Cezarego Platera, po tygodniu mógł już tłumaczyć Danta w klinice więziennej. W soboty pod klinikę przychodzili zatroskani znajomi. „Możemy go widywać i widujemy go przez okno, rozmawiać nie wolno. Wymizerniał, ale jest dobrej myśli. Czasem ze strażą do kościoła na mszę chodzi” – pisał w lipcu Koźmian do Platera.

W zakończeniu cytowanego już listu do Konstancji Górskiej Norwid napisał:

„Książę Wilhelm Radziwiłł [mieszkający w Berlinie generał-porucznik armii pruskiej] był łaskaw mówić o mnie Królowi Pruskiemu i tym sposobem ułatwiono mi ujechanie z więzienia – mówię: ujechanie, nie: ucieczkę, bo nie uciekałem nigdy!

Ale co pięknego, to że co sobota przychodziła mi kwiaty pod okno przynosić ś.p. [Zofia] Koźmian z Chłapowskich – więc że kuzynka Mikołaja I-o – bo rodzona siostrzenica księżnej Łowickiej, bratowej Mikołaja!

Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że wszystko w życiu jest ważne... i marne!”

Jakie życie jest dziwne... to zabieganie Przyjaciół o uwolnienie Norwida z więzienia, przywodzi mi zawsze na myśl intensywne starania jego „nowych” przyjaciół, Wiktora Gomulickiego, Zenona Przesmyckiego i wszystkich następnych, o odzyskanie i zachowanie twórczości Artysty. Starania o, jak pisał w roku 1900 Wiktor Gomulicki do Felicjana Faleńskiego, „tchnięcie ducha w prochy Norwidowe”.

 

Ducha Norwid nie tracił nigdy:

 

     Mamże w szare strącon bruki,

Dla spokoju zostać głazem?

Mamże, ojców tłocząc kości,

Wołać głosem znikczemnienia:

„Witaj mi, obojętności,

Ideale doświadczenia!”

Nie – choć piorun po piorunie

Gorejące wstęgi wije,

Ja w spienionych wałów runie

Zakrwawioną pierś obmyję.

 

Pierś obmyję, lub rozbiję!-[22]

    

 

W klinice więziennej wykonał dla Włodzia Łubieńskiego, aby „trwał w Chrystusie Panu”, Modlitewnik. Obdarowany tak informował o tym swoją matkę Amelię:

„Norwid zrobił dla mnie na pamiątkę siedmiu dni, które w tym ostrym więzieniu przesiedział, w ciągłej niepewności, czy go co chwila nie wydadzą do Rosji, rodzaj książki do pacierza, tj. psalm Dawidowy na każdy dzień przepisany, z winietą odpowiednią przedmiotowi wiary, któremu każdy dzień w tygodniu przeznaczony, jak Mama wie, np. sobota Matce Boskiej, niedziela Trójcy Świętej itd. Jest to małe arcydzieło, tak ślicznie wykonane, a co charakterystycznego, że wszystko w jakimś mizernym kajeciku, który sobie mógł do więzienia sprowadzić”.

„Modlitwy idą i wracają – nie ma nie wysłuchanej.

Dlatego wszystkie wysłuchane, że każda zwraca się na powrót.

A dlatego powraca każda z modlitw, że wszystkie są z Miłości.

Kto pracował na Miłość, ten z miłością pracować potem będzie.”

                        fragment Monologu z Modlitewnika

W pierwszych dniach sierpnia, po „ujechaniu z więzienia”, Norwid opuszcza Berlin i „śpiesznie odbywa podróż”[23] do Belgii, zatrzymując się w Brukseli, skąd na zalecenie lekarzy jedzie na kurację do Ostendy (Ostenda, połączona już linią kolejową z Brukselą, była jednym z najmodniejszych wówczas kąpielisk). Po powrocie odbywa studia w brukselskim Muzeum Sztuk Pięknych, pracuje w domu, dużo rysuje, ale też aktywnie uczestniczy w życiu Polaków przebywających w Brukseli. Kulminacją tych towarzysko-patriotycznych spotkań jest 16. rocznica wybuchu powstania listopadowego.

„Orzeł Biały. Pismo wyłącznie poświęcone wyjarzmiającej się Polsce” w numerze 19/20 z roku 1846 tak relacjonowało uroczystości:

„...O godzinie dziesiątej rano zgromadzeni w kościele wszyscy Polacy  złożyli u stóp Przedwiecznego błagalne modły; z kościoła udali się całym orszakiem na polskie posiedzenie w kole tułaczym zamknięte, gdzie ojczysta mowa miała wyrażać ojczyste nadzieje. Rada Miejska raczyła udzielić na dzień 29 listopada wspaniałej sali ratuszowej (...) Na szczególną wzmiankę zasługuje przemówienie LS i artysty polskiego [Norwida]”. „Orzeł Biały” zamieścił też na stronach 75-76 całe przemówienie Norwida.

 

„Głos niedawno do wychodźstwa polskiego przybyłego artysty.

 

Było życzeniem zgromadzonych, ażebym dziś przemówił – czymże jednak potrafię to zawdzięczyć, jeśli nie prawdą i wspomnieniem o narodowych rzeczach, czymże uczcić potrafię dzień dzisiejszy w drobnej mojej cząsteczce? Dzień, który jest rocznicą odezwania się wszystkich sił narodu przeciw mocom nieprawdy...

Ziomkowie! – a szczególniej Wy, którzyście krwią własną, niby żywym promieniem, połączeni z ziemią pobojowisk: Wy to czujecie w drżeniu nici od ran Waszych idącej do oddalonych mogił Polski, jak pocieszającym i jak trudnym jest odsłonięcie prawdy onej, za którą jedni na wygnaniu, drudzy cierpią w więzieniach – a inni... więcej już nie cierpią...

     Bo nadzieja jest z prawdy, z niej doświadczenie i wytrwałość – ale i sąd jest z prawdy. Co tylko można było mówić o błędach ludzi pojedyńczych i niedojrzałości wyobrażeń pod Epokę, której dzień dzisiejszy jest szesnastą rocznicą, wszystko już było powiedzianym z wielu różnych stanowisk, jakie przybrała Emigracja ku ocenieniu tej pamiętnej i arcydrogiej dla nas chwili. Naród milczał i słuchał, wyorując kule zardzewiałe, bo Naród jest to prosty człowiek. Czego się pługiem nie dogrzebie, nie domodli u krzyża i nie dopłacze w cichym łkaniu, to przetoczy się nad nim jak uczoność łacińska, jak protestantyzm lub doktryny encyklopedystów zeszłowiecznych.

     Ale Naród – Ziomkowie! – jest to najstarszy po Kościele obywatel na świecie: ramiona jego kolosalne jako dęby litewskie, a czoło jego w chmurze ognia – wszystkie dziadów pancerze są jako łuszczki zbroi jego, tak szerokie ma piersi!... A każde prawe serce polskie jest jednym pulsu uderzeniem tej zbiorowej osoby. Głosem tego Narodu jest harmonia ojczysta, mieczem jedność i zgoda, celem – prawda. On idzie przez krew, popiół, przez rozczarowanie i przez słowo – przez milczenie pokory i to, co Dzisiaj się nazywa.

     Była wiara u ludów zakreślona mitycznie na każdym wstępie do historii, że Ojczyzna leży w środku świata – jakoż pierwsze Ojczyzny nie miały granic, ale środki – a wyraz środek, ta oś koła, znaczy także i sposób: skąd i dzisiaj Ojczyzna jest przyrodzonym środkiem świata.

     Bo kto minął ojczystość, chociażby idąc po wawrzyny sławy sław i po mądrość nie mającą granic, ten u stopni pomnika swego się zatrzyma i z goryczą pojrzy ku domowi.

     Bo kto, do Krzyża nawet idąc, minął krzyże ojczyste, ten przebiera w męczeństwie!

     A kto, uganiając się za postępem, myśl ojczystą potrącił – ten za postępem jest koniecznie – gdyż sam przez się nie kroczy.

     Bo Ojczyzna – Ziomkowie – jest to moralne zjednoczenie, bez którego partyj nawet nie ma – bez którego partie są jak bandy lub koczowiska polemiczne, których ogniem niezgoda, a rzeczywistością dym wyrazów.

     Bez którego wygnanie jest wyparciem z Ojczyzny, nie: oddaleniem na czas z kraju, jak tu oto jesteśmy.

                            *

Lat temu dwieście kilkadziesiąt znakomity sztukmistrz i polityk, którego ściany te widziały – Piotr Rubens – w jednym z listów do przyjaciela to powiedział:

     Im więcej serce me przykładam do niewielkiego Stanu (État) mego, tym mocniej czuję, jak jest pięknie mieć podobną Ojczyznę, niejeden bowiem obywatel twierdzi, iż ją posiada – mając ledwo kraj ziemi.

     Rodacy! nikt zapewne temu uczuciu ojczystości tak wiele krwi i potu, i łez tak wiele nie poświęcił jako nasze pradziady. W tej to skarbonce ich domowej wiele już grosza się uzbierało – czyliż przeto ją rozbić o pierwszy lepszy sprzęt niepolski dla wykwintności kształtów jego?

     Szczęśliwszy wprawdzie – o! szczęśliwszy – kto cywilnie ślubował jednej z onych idei formalnie na czas wykreślonych, gdyż te można odmienić lub na inne przerobić wedle obszerności i rysunku – wedle tego, jak dadzą się stosować. Lecz kto Ojczyźnie poślubował, ten wygnańcem prawdziwym i w Narodzie, i tutaj – bo co tylko polskiego w granicach Polski i za Polską, wszystko do niej utęsknia.

                            *

Powiedziałem był wyżej o Narodzie.

On idzie przez krew, popiół, przez rozczarowanie i przez słowo – przez milczenie pokory i TO, co DZISIAJ się nazywa. Chcę to jaśniej wyłożyć:

     My nie mamy placu Męczenników ani dotykalnego monumentu wielkiej naszej Ojczyzny, jak mieszkańce tej ziemi – ale Panom wiadomo, że i Koloseum w starym Rzymie, krwią przesiąkłe męczeńską, nie wywołało mu pomników, jedno prosty krzyż z drzewa. Miałożby przeto zabraknąć dłuta wśród Ojczyzny sztuk pięknych? Nie, lecz żywotność monumentu ogranicza się z czasem na podobieństwo głazów onych, których się ciałem przyobleka – a Krzyż, co tam pozostał, jest raczej jak narzędzie zapomniane na placu po męczeństwie ledwo że odbytym. I każdy dzień tam jest jak pierwszy po opuszczeniu tego Krzyża, i każda chwila jest jak pierwsza. Otóż dzisiejsza uroczystość nie jest również zamkniętą w tryumfalne kształty monumentu – ona czulszy ma pomnik, a tym jest żywy period czasu.

     Przez dziś tedy rozumiem to poświęcenie się codzienne i cogodzinne, cochwilowe, i to widzenie w każdej dobie narodowego interesu – które jedno podoła tak wielkiej sprawie jak nasza – i okolicznościom tak splątanym.

     A że się wyraziłem, iż przez rozczarowanie samo Naród korzysta, to z powodu smutnego doświadczenia, jak się boleśnie okupują abstrakcyjne pomysły, kiedy je burza namiętności na praktyczne pole uprowadza.

     Niecierpliwość w rzeczach narodowych jest rozdarciem historii.

                            *

     Ziomkowie – niepodobna i nie godzi się taić, że Naród smutno się obejrzał po ostatnich rozruchach na cząstkę swoją w Emigracji. Wątpię jednak, ażeby jeden głos zajątrzony – jeden wyrzut doleciał Was, w tułactwie będących, od nieszczęśliwej Polski naszej.

     Stracony członek wojownika podczas świetnej wyprawy niekiedy boleść mu przyniesie, jakoby jeszcze z ciałem jego rzeczywiście był złączon, ale wielkiego czynu pamięć – a przynajmniej chwili znakomitej – osłodzić może ból czasowy. Podobnież Naród nie zapomni obywateli sprawiedliwych i tych, którzy ojczystość w gorejącym sercu przechowali, dla niektórych ran swoich.

                            *

     Bowiem Naród – Ziomkowie! – jest to najstarszy po Kościele obywatel na świecie i nie unosi się jak dziecko.

     Naród wie, że w tułactwie zakwitło jego piśmiennictwo – domowe cnoty dla prób wielu niepospolicie zajaśniały – że poezja ubóstwa i doświadczona już wytrwałość jędrny owoc dać może – że duchowieństwo na wygnaniu w nową się świętość przyoblekło – że wszelki proces polemiczny albo się odbył, lub odbędzie. I że wolność wytrawi chuć swawoli, na sforną zmieniając ją sprężynę.

     Naród będzie korzystał z usługi starszych synów swoich, którzy się jeszcze dotykali ramion jego otwartych.

                            *

     Dotykali! – powiadam – bo późniejszemu pokoleniu i domyślać się bytu narodowego zabroniono.”

 

                   [Bruksela, 29 listopada 1846 r.]

 

 

To był rok 1846, a sto lat później...

Sto lat później, mój przystojny (wysoki, szczupły blondyn o szarozielonych oczach) Tata, z moją śliczną (uroda Sophii Loren, długowłosą szatynką o dużych brązowych oczach) Mamą w błogosławionym stanie, chodzili z Niegowa na długie spacery. 

Tak trudno było z pamięci ostatnich lat wysupłać coś ciepłego. Mama opowiadała jak podczas bombardowania, nie znali się jeszcze wtedy, dużą grupę uciekinierów uratowała święta Tereska. Skryli się w piwnicy, na której gospodarze postawili obraz Świętej z różami. To podwórze było w parafii Smogorzewo, a gospodarz, to starszy, przyrodni brat (później mój ojciec chrzestny) mojego Taty.

Tata wspominał najmłodszego brata, który nie wrócił z robót przymusowych w Królewcu. Poszukiwania były bezowocne, nie figurował też w dokumentach Czerwonego Krzyża. A niedawno „ktoś” przekazał wiadomość, że został zastrzelony przez „wyswobodzicieli”, kiedy stanął w obronie napadniętego księdza próbującego ocalić przed kradzieżą i zbezczeszczeniem naczynia liturgiczne i Najświętszy Sakrament. Pogrzebano go gdzieś nieopodal w ogródku. „To było w kieszeniach” – fotografie z literą „P” na marynarce i zdjęcie narzeczonej Hani z dedykacją ... kochanemu Piotrowi... Nie można się było nic więcej dowiedzieć. Ludzie nie wiedzieli co będzie dalej, bali się. Tata się nie bał, powtarzał: „co mi mogą zrobić... łeb mi ukręcą, to niech ukręcą, najważniejszego nie zabiorą, bo nie ich”. Miał w sobie „coś” z Norwida. Wcześnie osierocony (w siódmym roku życia śmierć matki Anny, w dwunastym ojca Ferdynanda) z najmłodszym bratem Piotrem wychowywali się u ciotki w Wysychach, w najbliższym sąsiedztwie dworku dawniej Norwidów. Tam też często biegali...

I tak tych dwoje wchodzi już do ogrodu przy dworze w Laskowie-Głuchach. Miejsce jakby zapomniane. Samosiejki drzew i chwasty pozarastały dawne ścieżki, ale

 

         „... nie zginęło żadne utęsknienie,

         I żadna boleść nie przewiała marnie,

         I żaden uśmiech błahy nieskończenie - ”[24]

 

A śmiechu tu było, wydawało się, niedawno, co niemiara. Wbiegali z Piotrem, zziajani, prosto do stajni, do znajomych, ulubionych koni (właścicielami majątku była wtedy rodzina nowych, od 1842 roku, szlachciców Jeziorańskich). Stangret pozwalał im robić przy koniach wszystko, bo „mieli dryg”, a i konie były im jakoś uległe. Kiedyś „rozkręcili się” za bardzo i wtedy ich postraszył, że skończą tak, „jak jeden stąd już skończył”. Chcieli wiedzieć „jak?”, więc im powiedział, jak to syn dawnych dziedziców wyjechał w świat, „a potem postradał rozum, zwariował i skończył marnie”. Nie uwierzyli. Pamiętali, ojciec jeszcze żył, wizytę stryjów; przypłynęli z zza wielkiej wody z żonami, z prezentami, robili fotografie i byli tacy dobrzy i normalni.

 

         O!... strzeż się przeto Mistrzów tego wieku,

         Bo pacholęta bose sto-tysięcy

         Razy więcej niż oni wiedzą o człowieku,

         I milszy Bogu ich błąd niemowlęcy...[25]

 

 Nie uwierzyli, że ktoś od nich zwariował, nawet jeżeli musiał wyjechać. Tęsknota..., tak, oni wiedzieli co jest tęsknota, ale zwariować? – nie.

 

         Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,

Do tych, co mają tak za tak – nie za nie –

         Bez światło-cienia...

                        Tęskno mi, Panie...[26]

 

Teraz w dworku mieszkał „stary malarz Antoni” (jego żoną była Irena z Jeziorańskich), jak kazał do siebie mówić, i pozwalał im tutaj przychodzić. Był, ale tak jakby go trochę nie było. Skończył niedawno siedemdziesiąt lat i miał właśnie w Warszawie wystawę swoich prac. Zatrzymali się pod starym, starszym niż pamięć o Norwidzie, srebrzystym klonem.

 

„Przeszłość – jest to dziś, tylko cokolwiek dalej:

Za kołami to wieś,

Nie jakieś tam coś, gdzieś,

Gdzie nigdy ludzie nie bywali!...”[27]

 

W cieniu drzewa próbowali z trudnego „wczoraj” przejść do niełatwego „dziś”. Mieli stąd za kilka miesięcy wyjechać; upatrzyli już sobie nawet dom z warsztatem pracy i nie tak znowu daleko. Byli młodzi, pełni życia, oczekujący życia... i marzyli o szczęściu.

 

         „O! wsi, biała atłasem kwiatów jabłoni

         Jako oblubienica,

         U zwierciadeł księżyca,

         Wy-marzająca, coś, na ustroni

         O jutrze tajemniczym,

         O nieodgadnionym-niczym!...”[28]

 

     Tak to moja znajomość z Norwidem, jest starsza od mojej metryki.

Przyjeżdżaliśmy do Mościsk i Niegowa często na wesela, chrzciny i Wszystkich Świętych; te najodleglejsze wizyty pamiętam jakoś najlepiej. Pamiętam z Głuch (bo zaglądaliśmy też czasem do Norwida) drzewa pamiętające Cypriana i świeży grób Antoniego Gawińskiego na cmentarzu w Niegowie. Później w Laskowie-Głuchach były jakieś prace porządkujące teren, a w roku 1958, roku 75 rocznicy śmierci, akademia norwidowska i umieszczenie pamiątkowej tablicy na dworku, w którym Norwid się urodził.

 

 

 

Cyprian Norwid, Autoportret, Paryż 1852

 

Ferdynand Mościcki, Mościska [29]

  

 

 

 

 

 

 

 

 

Pamięć o Norwidzie przed -, w czasie -, i zaraz po wojnie, mam wrażenie, była jakaś bardziej materialna, dotykalna.

„Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć.” – pisał 1 lipca 2001 roku błogosławiony Jan Paweł II.

„Podtrzymywanie nadziei” to m.in.:

 

Rok 1941

     Juliusz Osterwa we Lwowie reżyseruje przedstawienie Krakusa prezentowane w refektarzu klasztoru OO. Dominikanów.

 

Rok 1942

     W Woldenburgu (Oflag II C) zespół teatralny oficerskiego obozu jeńców wystawia Noc tysiączną drugą w opracowaniu Stefana Flukowskiego i reżyserii Jana Koechera.

     W Krakowie Konspiracyjny Teatr Słowa pod kierownictwem Mieczysława Kotlarczyka organizuje trzy wieczory poetyckie „Godzina Norwida”

 

Rok 1944

     W Warszawie Leszek Czarnecki organizuje konspiracyjny wieczór Norwida „Zwycięstwo nad czasem”.

     W Krakowie konspiracyjny Teatr Jednoaktówek wystawia „Miłość-czystą”

     W Krakowie, w pałacu arcybiskupim, Karol Wojtyła, już w sutannie, na akademii Maryjnej z okazji rocznicy ogłoszenia dogmatu (Pius IX, 8 grudnia 1854 roku) o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Marii Panny recytuje Norwidowską litanię „Do Najświętszej Panny Marii”.

 

Rok 1945

     W Warszawie zostaje otwarta Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych imienia Cypriana Norwida.

 

Rok 1947

            W Łodzi, Poznaniu i Krakowie oglądać można przenoszoną z Muzeum Narodowego w Warszawie rocznicową wystawę norwidowską.

     W Krakowie, w Teatrze Rapsodycznym, Mieczysław Kotlarczyk wystawia montaż utworów Norwida zatytułowany „Dialogi miłości”.

 

To tylko niektóre wydarzenia. Odbywają się przecież także odczyty w Polsce i za granicą, sesje naukowe, poranki i wieczory poetyckie, ukazują wydawnictwa. Utwory Norwida grane są w teatrach i słychać je w Polskim Radiu np. w Łodzi i Warszawie. W 1960 roku Telewizja Polska wystawia w reżyserii Maryny Broniewskiej Noc tysiączną drugą, rok później w reżyserii Kazimierza Brauna Aktora, a w roku 1965 Pierścień Wielkiej Damy w reżyserii Andrzeja Safiańskiego.

W roku 1962 odbywa się uroczyste podniesienie polskiej bandery na statku „Norwid”, zbudowanym dla Polskich Linii  Oceanicznych w stoczni „Loire-Normandie”.

 

Wydawałoby się można zawołać: „Ciesz się, późny wnuku, / Jękły martwe kamienie: / - Ideał sięga bruku!”[30].

Ale, ale... toż Polska byłaby już tą „szczególnie umiłowaną”[31], śpiewającą:

 

              „Boże! – wiecznych praw artysto,

              Jak u Ciebie rządnie,

              Nadzmysłowie-oczywisto,

         Serdeczno-rozsądnie!

Pieśń to cała i ogromna,

Ziemi śpiewająca,

Jak stworzenie wiekopomna,

Końca nie mająca.

              Lecz ta Polska nie skończona

         Przez cel, którym pała,

              Więc to tylko dwa ramiona

              Świeckiego jej ciała.

     Dwa ramiona orła-krzyża”[32]

 

„Naród bowiem składa się z tej sfery dolnej, która go różni od drugich...

I z tej górnej, co łączy go z drugimi...

Ale łączy go, a nie siebie...

 

     Każdy naród przychodzi inną drogą do uczestnictwa w sztuce;

     Chrystianizm – przez przecięcie linii ziemskiej, horyzontalnej, i linii nadziemskiej, prostopadłej – z nieba padłej – czyli przez znalezienie środka +, to jest przez tajemnicę krzyża (środek po polsku znaczy zarazem sposób).”[33]

 

     26 kwietnia 1850 roku pisał Norwid do ojca Hieronima Kajsiewicza:

„Ojcze – mówię Ci – czego nikomu nie mówiłem – zacności Twojej polecam się, prawie Kapłaństwu Twemu.

Są zacni, są patriotyczni – [ale] zaprawdę czasem też i nie widzą Opatrzności, że Jej siła i Jej moc.

Bogu SAMEMU nie ufają.

Matka Makrena słusznie zapowiedziała: „Sprzedadzą Polskę za bajoka[34]” – wszystko też o bajok rozbija się!

„Rozproszył pyszne MYŚLĄ-SERCA-ICH” – tego nie rozumieją dosyć sumieniem-Ojczyzny albo tylko w mistycznym embrionie, a nie w realnych aż, najniższych, cało-rzeczywistych warunkach bytu.

Bóg widzi, że tyle lat trawi mię i nędza tonikt pomóc nie chce! (a dla siebie nie chcę nic) (...) Pomóżcie mi wydać sześć z kolei poszytów.”

„Poszyty”, to „Pieśń Społeczna”, utwór niezmiernie ważny dla Norwida, a który przysporzył mu wielu upokorzeń.

 

     „To tak!... a śmiechu nie ma w tym, oj! nie ma –

     Dla widzów chyba i dla czytelników,

     Lecz dla nas? – mówię: dla nas, co obiema

     Rękami nikłych walczym rozbójników,

     Oswobodzając księżniczkę zaklętą-

     Ból, spieka, gorycz i marsz drogą krętą.

A śmiech? – to potem w dziejach – to potomni

Niech się uśmieją, że my tacy mali,

A oni szczęśni tacy i ogromni,

I czyści, i tak zewsząd okazali...”[35]

 

     Bo tak się w Polsce tej najtragiczniejszej

     Z narodów, każda dyskusja przecina,

     Choćby o rzeczy z ważnych najważniejszej,

     Choćby o siłę szło, co sprawę wszczyna:

     Dowcipność lada, często bardzo krucha,

     Skrępowanego prawdy Ugolina

     Druzgoce. – Cichość nastąpiła głucha,

     Jak po zaśpiewie na pogrzeb choralnym,

     Jak po zabiciu kogoś (choć moralnym),

     Jeśli moralnym może być zabicie?!

– Panowie! – Wiesław wszczął – czemu milczycie?

Czemu po śmiechu każdym – taka próżnia?

Czy nie zabito w lesie tym podróżnia? –

Czemu ta cichość, jakby po przestępstwie?

Otóż znów powiem wam, ja, natręt nudny,

Że, to po drwinach z prawdy – po odstępstwie!...[36]

 

„Nastawajcie w porę, i nie w porę”, i Norwid nastawał i nastaje, mimo że nam „Aerumnarum Plenus”, pełnym trosk, smutków,

              ...coraz łatwiej przychodzi powiedzieć,

         Ze snu się budząc: „Wróćmyż znów do snu!”

A tymczasem:

     Życie – jest to przytomność, a przytomność – obecność, a obecność jest jawność, z której rośnie sumienie, więc moc, więc krzepkość wielo-woli...”[37]

         „– O! nie skończona jeszcze Dziejów praca,

         Nie-prze-palony jeszcze glob, Sumieniem!”[38]

 

   „Tworzącego zeszlij ducha

     Na świata bez-tory,

     A i głaz się udobrucha,

     Zakwitną topory.

              I roz-kapią się woniami

              Te czarne chmurzyska,

              I psalmami, motylami,

              Wyfruniem z mrowiska!...

     Chwała – chwała Tobie, Panie,

     Chwała - -

 

              Niech się stanie!”[39]

 

„NIECH STĄPI DUCH TWÓJ i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” – z całą kapłańską mocą wołał najznamienitszy wnuk Norwida,

JAN PAWEŁ II.

I podsuwał nam Norwida w homiliach, przemówieniach, listach apostolskich...[40]

     ...a wcześniej... sam pisał Renesansowy psałterz:

„Uwielbiaj, duszo moja, chwałę Pana twego,

Ojca wielkiej Poezji – tak bardzo dobrego. (...)

Oto się pieśń jednoczy: Poezji – Poezji!

- ziarno tęskni, jak dusza cierpiąca niedosyt – (...)

Słowiańska Księgo tęsknot! U kresu się rozdzwoń,

jak chórów zmartwychwstalnych mosiężna muzyka,

pieśnią świętą, dziewiczą, poezją pokłonną

i hymnem człowieczeństwa – Bożym Magnificat.”

 

„Co piszę?” – mnie pytałeś; oto list ten piszę do Ciebie –

Zaś nie powiedz, iż drobną szlę Ci dań – tylko poezję!

Tę, która bez złota uboga jest – lecz złoto bez niej,

Powiadam Ci, zaprawdę jest nędzą-nędz...

Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita,

Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,

Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...[41]

 

† „Kto PRZYJMUJE proroka jako proroka, TEN zapłatę proroka weźnie...” (Mt 10,41)

     „Sami przez się albowiem nic nie czynimy i wchodzimy w roboty cudze. Jeśli cokolwiek jest wyłącznego człowieka, to zapewne nie: „inveni!”, ale „consummatum est”.

Ducha jest: „inveni!” „Eureka!

Człowieka jest: wykonało się!”[42]

     Cóż więc jeszcze dodać mogę, by zachęcić... do przyjaźni z naszymi prorokami... kilka powodów:

     W maju 1871 roku na zakończenie Przyczynku do <Rzeczy o wolności słowa> napisał Norwid zdanie;

     „Zdaje mi się albowiem, że na tym świecie wszystko, cokolwiek żyje, świadczyć musi prawdzie, i jeżeli, i co z godnością wolnego działania nie spowiada i nie wyznawa ani jej głosi, tedy i to objęte bywa w naturze zdarzeń przez prąd następstw, i samąż naturalną osoby swej postacią uwidomia tęż prawdę, którą miało było na czas wyznać.”

Przyjaźń z Janem Pawłem II i Cyprianem Norwidem pomaga w świadczeniu prawdzie: „kijem się podeprzeć wolno pielgrzymowi i nie jest to słabością wobec celu pielgrzymki jego.”[43]

Obaj są „oryginalni w obliczu źródeł”, a „tylko oryginalność dobrze pojęta, tylko twórczość prawdziwa może utrafić i postawić się czynną w planach Bożych – to jest zwyciężyć – bo jedyny Pan, Mistrz nasz i Nauczyciel, jest twórczy wiecznie.”[44]

Obaj zabiegali o wszechstronny rozwój człowieka i liczyli „na elementa artystyczne w kraju naszym.”

„Jakby to dobrze było, żeby elementa artystyczne nie próżnowały w kraju naszym! (...) Ty, co o wychowaniu kiedyś ze mną mówiłeś i o możebności jego w kraju, zali nie jesteś przekonania i zali nie miałbyś rozumieć, jak ważne odnieść może skutki rozwijanie popędów estetycznych?

Przejdź się tylko cokolwiek niżej, w młodą sferę – pełną życia w skorupie – jakżeby się chciało je wydobyć do idealniejszych (to jest nie czczych, bo fałszywie częstokroć ten się wyraz rozumie), do idealniejszych – mówię – wyżyn. A to jest praca, gdzie po macierzyńsku sztuka z uczuciem swym rozumnym zstępować umie tajemniczo i młodym myślom obie ręce przyjacielsko podawać. Bo nie tylko to jest sztuką, co jest pomnikiem jej plastycznym – jak konduktor[45] złocony elektrycznością samą nie jest. Trzeba by jakoś miejsce na tę sztukę uprzątnąć – dzisiaj zwłaszcza, kiedy praktyczność, a jaśniej powiem: rzeczywistość, stała się materialnością, prawda – wielomowstwem, a idealność – czczością. Warto by jakoś wagę temu wszystkiemu wrócić.”[46]

     Obaj mieli trudne, sieroce życie i obaj kochali Boga, Kościół i Polskę.

 

         „O Polsko! pieśnią Pan Bóg cię zapala,

         Aż rozgorzejesz jak lampa na globie”[47]

 

Postscriptum I

     Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że wszystko w życiu jest ważne...

Długo namawiałam wnuka, wzorowego ucznia I klasy Liceum, na wyjazd do Rzymu. Kiedy się zdecydował, wybraliśmy termin i... poleciał. Na Placu św. Piotra był 26 marca 2003 roku. Na zakończenie audiencji papież, Jan Paweł II, błogosławił kopię fresku Mater Admirabilis z kościoła Trinità dei Monti, do kościoła św. Katarzyny w Warszawie na Służewie.

 

Postscriptum II

     Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że wszystko w życiu jest ważne...

Moja młodsza córka (nie podzielała moich zainteresowań Norwidem) po powrocie z Sanktuarium Cudownego Medalika zastanawiała się jak mogłaby w swoim środowisku przybliżyć przesłanie Maryi; myślała o „jakiejś” wystawie. Za niespełna dwa miesiące odezwała się znajoma ze studiów z propozycją zrobienia instalacji na wystawie „Artist and friend” w Kirchheim. Wybór miejsca na prezentację był niewielki; wolne były tylko kawałki podłogi i okna. Na miejscu okazało się jednak, że w starym Kornhaus sufit opiera się na potężnej, drewnianej kolumnie – i to było to!

Kolumna została „przerobiona” na Drzewo Życia, Krzyż z przesłaniem „Oto Matka twoja”, a obok Krzyża znalazły się przywiezione z ulicy du Back medaliki z napisami w kilkunastu językach (ponad sto „wzięli do siebie” zwiedzający). A Krzyż – Krzyż był inspirowany „krzyżem co u mnie jest”, na Norwidowym białym krzyżu z naszej strony powitalnej.

A córka – córka zaczęła „odkrywać” Norwida.

 

 

 



Informacje i cytaty na podstawie:

Cyprian Norwid, Pisma Wybrane

         Wybrał i opracował Juliusz W. Gomulicki

Cyprian Norwid, Pisma Wszystkie

       - Zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył Juliusz W. Gomulicki, PIW Warszawa 1971-1976

 

 

[1] W kościele p.w. św. Trójcy w Niegowie, w czwartek 27 września 1838, „zawarte zostało religijne małżeństwo” Pauliny Norwidówny z Janem Suskim.

[2] Cyprian Norwid, Białe kwiaty

[3] Tamże.

[4] Cyprian Norwid, Prac-czoło, t. II,  str. 91

[5] C. N. Wspomnienie wioski, t. II, str. 11

[6] Kościół parafialny p. w. Podwyższenia Krzyża Św. w Dąbrówce to miejsce chrztu Cypriana Norwida, 1 października 1821

[7] W kościele parafialnym p. w. Trójcy Św. w Sulejowie, zostaje zawarte w dniu 25 kwietnia 1818 r. małżeństwo Jana Norwida z Ludwiką Zdzieborską (rodzice Cypriana)

[8] W Postoliskach w kwietniu 1841 roku odbywa się pogrzeb Ksawerego Dybowskiego, ciotecznego dziada i opiekuna Cypriana, na którym młody Cyprian był obecny.

[9] C. N. W pamiętniku L. A., t. I, str. 73

[10] położone niespełna 5 km od dworku Laskowo-Głuchy (dziś Głuchy); Mościska, to wieś na Mazowszu, dawniej majątek Mościska w posiadaniu Rodu Mościckich herbu Ślepowron od XV wieku

[11] C. N. Wspomnienie Wioski

[12] C. N. Cyprian Norwid, Skowronek

[13] C. N. Garstka piasku II, t. III, str. 241

[14] Pisma Wszystkie, t. XI, str. 36

[15] C. N. A Dorio ad Phrygium

[16] C. N. List do M. Trębickiej, 17

[17] C. N. O Juliuszu Słowackim, IV

[18] C. N. Kleopatra i Cezar, t. 5 str. 54

[19] C. N. Listy (l.25)

[20] C. N. Listy t. VIII, str. 63, l.44

[21] Dante, Boska Komedia, fragment III pieśni,  Piekło, (tłum. C. N.)

[22] C.N. Pożegnanie

[23] C.N. Pisma wszystkie,  t. VII, str. 40

[24] C.N. Do mego brata Ludwika, t. I, str. 68

[25] C.N. Rzeczywistość i marzenia, t. I str. 226

[26] C.N. Moja piosnka II, t. I str. 224

[27] C.N. Przeszłość, t. II, str. 18

[28] C.N. Wieś, t. II, str. 35

[29] Rysunek (Fabian) w/g starej fotografii z lat dwudziestych XX wieku

[30] C.N. Fortepian Szopena

[31] Dzienniczek Siostry Faustyny pkt. 1732

[32] C.N. Pieśni Społecznej Cztery Stron, t. III, str. 340

[33] C.N. Promethidion, Epilog

[34] Bajok- wł. Baiocco >>moneta włoska<< – bardzo drobna moneta – dziesiąta część Juliusza.

[35] C.N. Epos-nasza, t. I, str. 158

[36] C.N. Promethidion, Wiesław t. III, str. 453

[37] C.N. Odpowiedź krytykom „Listów o Emigracji”, t.VII, str. 39

[38] C.N. Socjalizm, t. II, str. 19

[39] C.N. Pieśni Społecznej Cztery Stron (Strun) t. III, str. 360

[40] Norwid to najczęściej cytowany przez Jana Pawła II  twórca kultury

[41] C.N. Do Bronisława Z. T. II, str. 238

[42] C.N. Dziewięć zaspokojonych pytań, t. VII, str. 161

[43] C.N. O Juliuszu Słowackim lekcja IV, t. VI str. 434

[44] C.N. Tamże, lekcja III, str. 426

[45] Konduktor – piorunochron (do jednych z najstarszych „konduktorów” w Europie należy zainstalowany w 1766r. piorunochron na wieży kościoła św. Marka w Wenecji)

[46] C.N. List do Cezarego Platera, Bruksela w styczniu 1847, t. 8, str. 47

[47] C.N. Promethidion, Bogumił  t. III

 

 

góra strony
Do góry

| Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki |

Kontakt | Powrót |

Norwid Chrzescijanin
(wersja desktop strony)